Shōyu ramen

0 komentarze


Lubię różne kuchnie świata, ale to japońska zajmuje w moim sercu miejsce szczególne. Zakochałam się w niej podczas pobytu w Japonii w 2008 - do tamtej pory wydawało mi się, że japońskie potrawy są dosyć mdłe w smaku i jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że w rzeczywistości jest zupełnie inaczej! Od tamtego czasu zdążyłam przeczytać już wiele książek traktujących o tej kuchni, jak również obejrzeć masę filmów - no i oczywiście przyrządzić już wiele potraw :) Tym razem padło na ramen, który zawsze chciałam ugotować, ale zawsze coś mi przeszkadzało. Jest to rodzaj japońskiego rosołu, występuje w wielu odmianach a każda restauracja ma swój przepis - ja przygotowałam shōyu ramen, czyli taki bazujący na sosie sojowym. Bardzo sycąca zupa, chociaż trochę inna w smaku od rosołu, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce :) Gotuje się też ją inaczej, bo wywar robi się osobno, a wszystkie dodatki gotuje się oddzielnie i dopiero na koniec łączy w misce.

Shōyu ramen

Składniki: (ok. 3 porcje wywaru, reszta przepisu podaje ilość na 2 porcje)
Rosół:
  • 1 l bulionu dashi (może być instant)
  • ok. 1-1,5 l wywaru mięsnego po gotowaniu mięsa
  • łyżeczka brązowego cukru
  • łyżka sosu sojowego
Dodatki:
  • 500g polędwicy wieprzowej
  • zielona część pora
  • szczypiorek
  • 2 jajka ugotowane na półmiękko
  • 2 plastry ugotowanej marchwi
  • 200g makaronu udon (do kupienia w sklepach typu Kuchnie Świata)
  • garstka wodorostów wakame
  • płat wodorostów nori
  • 2 ząbki czosnku
  • 1cm kawałek imbiru
  • szczypiorek
  • przyprawy: ziarna sezamu, brązowy cukier, pieprz, sos sojowy, olej sezamowy

Przygotowanie:
1. Wieczorem poprzedniego dnia marynujemy polędwicę wieprzową w sosie sojowym, brązowym cukrze, pieprzu, zgniecionym czosnku i startym imbirze. Odstawiamy na noc do lodówki.
2. Zamarynowane mięso zalewamy zimną wodą i zagotowujemy, zbierając z wierzchu pianę i kawałki czosnku i imbiru. Następnie zmniejszamy ogień i gotujemy na wolnym ogniu ok. 2 godziny, aż mięso będzie bardzo miękkie. Wyjmujemy je i odkładamy na bok.
3. Mieszamy wywar po gotowaniu z bulionem dashi (można w tym momencie dodać także pastę miso, jeśli mamy chęć). Próbujemy jak smakuje i według potrzeby dodajemy sos sojowy i/lub cukier, pieprz. Rosół powinien być dosyć słony i mięsny w smaku.
4. Gotujemy udon zgodnie z instrukcją na opakowaniu - wskazane jest po ugotowaniu przepłukać ten makaron zimną wodą.
5. Układamy porcję makaronu na dnie miski i zalewamy go gorącym wywarem. Makaronu powinno być tyle, aby układane składniki na nim się opierały.
6. Na makaron układamy poszczególne składniki - ugotowana zielona część pora, marchew, pokrojone na drobno glony wakame, przekrojone na pół jajko, szczypiorek, pokrojone w cienkie plastry mięso, a także kawałek nori. Zupę polewamy kilkoma kroplami oleju sezamowego i posypujemy ziarnami sezamu.







Spaghetti bolognese

0 komentarze

Kuchnia włoska uważana jest za niezbyt skomplikowaną, dlatego to idealny wybór, jeżeli mamy chęć na coś dobrego, szybkiego i pozwalającego na eksperymenty. Jednak jeśli komuś się wydaje, że spaghetti bolognese to najprostsze danie studenckie, to jest w błędzie :) Chociaż Włosi dorzucają do niego wszystko co mają pod ręką (nie tylko pomidory!) to dobry makaron wymaga porządnego przygotowania, dobrych składników, no i odpowiedniego doboru przypraw. Oczywiście, można zrobić wersję ekonomiczną, ale gdy raz spróbuje się dobrze przyrządzonego spaghetti, kto by chciał jeść "wersję studencką"? ;) Ja akurat miałam prawdziwe włoskie składniki, ale wcale nie są one niezbędne do tego dania - w zupełności wystarczą polskie odpowiedniki :)

Spaghetti bolognese
Składniki: (4 porcje)
  • 500g mielonego mięsa wołowego
  • puszka pomidorów
  • puszka rozdrobnionych pomidorów (nie koncentrat!) lub passaty pomidorowej
  • 125g sera mozzarella
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 średnia marchewka
  • 1 cebula
  • łyżeczka startego na wiórki korzenia selera (może być suszony)
  • paczka makaronu (u mnie Barilla nr 13, czyli taka długa, grubsza krajanka)
  • oliwa z oliwek
  • przyprawy: świeża bazylia, zioła prowansalskie, gałka muszkatołowa, liść laurowy, sól, cukier, pieprz

Przygotowanie:
1. Na oliwie z oliwek podsmażamy chwilę starkowaną marchewkę, seler, pokrojoną cebulę i czosnek. Gdy warzywa zaczną pachnieć, wrzucamy mięso i smażymy, aż będzie białe i puści sok.
2. Na patelnię wrzucamy pomidory oraz liść laurowy i całość dusimy pod przykrywką ok. godzinę. W razie potrzeby podlewamy wodą albo bulionem.
3. Gotujemy odpowiednią ilość makaronu, zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
4. Mieszamy sos, regulując jego ostateczną gęstość - ma być dosyć zwarty, bez wody. Dodajemy posiekaną świeżą bazylię i dokładnie mieszamy. 
5. Nakładamy na talerz porcję ugotowanego makaronu, na to pokrojoną drobno mozzarellę i gorący sos - ser rozpuści się pod jego wpływem. Można udekorować bazylią.





Ryba zapiekana ze śmietaną i brokułami

0 komentarze

Chociaż najwięcej jem drobiu, czasem mam ogromną chęć na rybę. Może to dlatego, że pochodzę z Augustowa, gdzie jest przecież tyle jezior? ;) W każdym razie, ryba dość często gościła na stole w moim rodzinnym domu. Staram się podtrzymać tę tradycję i wprowadzać ją do jadłospisu. I chociaż ta domowa była zwykle po prostu smażona i podawana z surówką z kiszonej kapusty i ziemniakami, to ja podaję ją na inne sposoby - bo domowego zestawu mam po dziś dzień po dziurki w nosie :) 

Ryba zapiekana ze śmietaną i brokułami

Składniki: (4 porcje)
  • 5 filetów z białej ryby (u mnie miruna)
  • 500g brokuła
  • 300g śmietany 18%
  • 200g sera żółtego
  • 2 jajka
  • przyprawy: sól, pieprz cytrynowy, pieprz czarny, gałka muszkatołowa

Przygotowanie:
1. Filety kroimy na mniejsze kawałki i obsypujemy z dwóch stron solą i pieprzem cytrynowym. Obsmażamy je na patelni i odkładamy na bok.
2. Podzielonego na mniejsze różyczki brokuła gotujemy do miękkości (w wodzie lub na parze). Odcedzamy.
3. Mieszamy śmietanę, starkowany ser, jajka, przyprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatołową.
4. Usmażoną rybę układamy na dnie formy do tarty, po czym zalewamy ją sosem jajeczno-śmietanowym. Na wierzchu układamy równomiernie brokuła.
5. Zapiekamy w temperaturze 200 stopni przez około 15 minut, aż sos się zetnie i lekko zrumieni z wierzchu.
6. Podajemy gorące - u mnie z kuskusem i roszponką.




Papryka faszerowana

0 komentarze

Chociaż wygląda na wyszukane, to jest to typowe "danie z resztek" ;) Miałam w lodówce kilka lekko już marszczących się papryk, mozzarellę z kończącym się terminem ważności, końcówkę kuskusu, pieczarki z promocji, resztkę cebuli. Dokupiłam tylko mięso i szybki obiad dla dwóch osób gotowy. Przy tym tak sycący, że nie potrzeba już do niego dodatku w postaci ziemniaków, ryżu czy kaszy. Można? Można.

Papryka faszerowana
Składniki: (2 porcje)
  • 4 czerwone papryki
  • 500g mielonego mięsa (u mnie z indyka)
  • 200g mozzarelli
  • pół szklanki kaszy kuskus
  • 5 pieczarek
  • 1 duża cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • przyprawy: sól, pieprz, kminek, tymianek, curry, papryka słodka lub wędzona

Przygotowanie:
1. Papryki myjemy i odkrajamy czubki. Czyścimy w środku z pestek oraz białych części.
2. Na patelni podsmażamy pokrojone w kostkę pieczarki i cebulę, a także przeciśnięty przez praskę czosnek. Smażymy wraz z przyprawami.
3. Warzywa dodajemy do mielonego mięsa, wraz z surowym kuskusem (napęcznieje podczas pieczenia pod wpływem soku z mięsa) i pokrojoną w kostkę mozzarellą. Mieszamy wszystko dokładnie. i przyprawionym mięsem nadziewamy papryki. 
4. Zapiekamy pod przykryciem w naczyniu żaroodpornym przez ok. 20 minut w 200 stopniach (aż do miękkości papryk).





Domowe lody kokosowe z zieloną herbatą

0 komentarze


Lody to chyba jeden z moich ulubionych deserów (zaraz obok ciast - za cukierkami nie przepadam). Zwykle kojarzą się z latem, ale kto powiedział, że nie można ich jeść także zimą? Znajomy Japończyk był tym bardzo zdziwiony, no ale co kraj to obyczaj... Domowe lody z zieloną herbatą postanowiłam po raz pierwszy przygotować na spotkanie kulinarne z blogerką z Olsztyna - okazały się być gwiazdą wieczoru i myślę, że od teraz będę robiła je częściej. Nie tylko o smaku zielonej herbaty ;)
(zdjęcie tytułowe robiła Oliwia z bloga Kufer z niespodziankami)

Domowe lody kokosowe z zieloną herbatą

Składniki: (4 porcje)
  • 300ml mleka 3,2%
  • 350ml śmietany kremówki 30%
  • 3 żółtka
  • 1/3 szklanki cukru (najlepiej trzcinowy)
  • 2 płaskie łyżki wiórków kokosowych
  • 2 łyżeczki japońskiej zielonej herbaty w proszku (matcha)

Przygotowanie:
1. Do garnka wlewamy mleko i śmietanę. Podgrzewamy aż do wrzenia.
2. W oddzielnej misce ucieramy żółtka z cukrem na biały i puszysty kogel mogel. Dolewamy do niego połowę gorącego mleka i natychmiast miksujemy.
3. Mleko z żółtkami wlewamy z powrotem do garnka, dodajemy wiórki kokosowe i herbatę. Podgrzewamy na małym ogniu, mieszając rózgą, aż do lekkiego zgęstnienia i od razu ściągamy z palnika. Uwaga - nie zagotowujemy, bo się zwarzy.
4. Masę przelewamy do płaskiego pojemnika i studzimy do temperatury pokojowej. Wystudzoną przykrywamy folią lub pokrywką od pojemnika i wstawiamy do zamrażalnika.
5. Lody mrozimy przez co najmniej 6 godzin, co pół godziny wyciągamy i miksujemy lub dobrze mieszamy łyżką.




Ugotowani w Olsztynie

0 komentarze

Próbowałam, próbowałam i w końcu się udało! Miło jest mi poinformować, że pierwsze spotkanie olsztyńskich blogerek kulinarnych odbyło się w sobotę 28 lutego 2015 i to w dodatku w mojej własnej kuchni :)
Dosyć długo trwała organizacja takowego, bo zajęłam się tym w listopadzie 2014. Chociaż początkowo było sporo chętnych osób, to trudno było się zgrać i wyłowić te rzeczywiście chętne osoby. Ostatecznie jednak Oliwia z bloga Kufer z niespodziankami powiedziała, że chętnie przyjdzie i tak właśnie spotkałyśmy się po raz pierwszy właśnie w moim królestwie.

Przyznam, że byłam nieco zestresowana gotowaniem dla kogoś, kto się doskonale na tym zna ;) Na co dzień gotuję tylko dla siebie i M, jedynie czasem dla jakiegoś gościa.
Wymyśliłam więc motyw przewodni - a z uwagi na fakt, że ostatnio były tak piękne wiosenne dni, był nim kolor zielony. Trochę mniej oficjalnym motywem była kuchnia azjatycka, w szczególności wpływy japońskie.

Oliwia zawitała w moje progi około godziny 17 i zaczęło się wielkie jedzenie :)

Na pierwszy głód podałam domowy chleb z kminkiem i pastę z ciecierzycy. To było jedyne danie, w którym zielonego koloru trochę zabrakło :)

Kiedy grzała się pikantna zupa-krem z brokułów, zajęłyśmy się rozmową. Było dla mnie aż niesamowite, ile można rozmawiać o kuchni i gotowaniu! Dokształciłam się w kwestii kuchni bułgarskiej, która do tej pory była dla mnie totalnie nieznana, a okazała się być bardzo ciekawa.
Był to też jak widać moment, gdy zaczęły się pierwsze zdjęcia jedzenia, zanim wystygnie ;)

Jako danie główne na stół wjechał kurczak smażony na oleju kokosowym z kuskusem i zieloną sałatą z granatem i orzechami włoskimi i moim "tajemnym" sosem ;) Tak naprawdę to pierwsze skrzypce grała tam sałata ze swoim wyrazistym smakiem, kurczak i kuskus robiły za tło i element białkowy. Co poradzę, że lubię jeść lekko i zdrowo.

W roli deseru natomiast wystąpiły lody z zieloną herbatą i kokosem. Pierwszy raz w życiu robiłam domowe lody, więc miałam trochę obaw jak wypadną, ale okazały się czarnym koniem menu i podobno były wyjątkowo pyszne ;) 

Spotkanie, mimo że w tak kameralnym gronie, uważam za udane i mam nadzieję, że następne uda się zorganizować już dla większej ilości osób. Wśród rozmów o gotowaniu, kotach i książkach Murakamiego wpadłyśmy na pomysł, aby na wiosnę zrobić piknik w parku, więc kto wie, może już całkiem niedługo coś podobnego będzie miało miejsce w Olsztynie?

 
  • Lodówka Otwarta! © 2012 | Designed by Rumah Dijual, in collaboration with Web Hosting , Blogger Templates and WP Themes