Szarlotka sypana

0 komentarze

Poniższy przepis dostałam od jednej ze swoich uczennic (jestem nauczycielką angielskiego), z którą na tematy kulinarne mogłabym rozmawiać godzinami ;) Mówiła, że pyszne... a że był to czwartek, wprost nie mogłam doczekać się soboty, gry wreszcie upiekę tę szarlotkę i sama spróbuję.Na pierwszy rzut oka ciasto wydało mi się strasznie dziwne, no bo jak to tak - bez jajek? Dorota zapewniła mnie jednak, że szarlotka wychodzi i co więcej, wychodzi zawsze. Jakby tego było mało, ma genialnie proste proporcje i zrobienie jej zajmuje tylko kilkanaście minut, nie trzeba zagniatać żadnego ciasta. Obiecałam jej, że zrobię ciacho w ten weekend i dam znać jak poszło na najbliższej lekcji - będzie to we wtorek, a wam mogę już teraz powiedzieć, że od teraz to jeden z moich ulubionych przepisów na szarlotkę :)



Szarlotka sypana
Składniki:
  • 1,5kg jabłek (najlepiej kwaśnych)
  • 1 szklanka mąki (u mnie pełnoziarnista)
  • 1 szklanka cukru
  • 1 szklanka kaszy manny
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • 130g masła
  • cynamon

Przygotowanie:
1. W misce dokładnie mieszamy suche składniki - mąkę, cukier, kaszę i proszek do pieczenia.
2. Jabłka obieramy i tarkujemy na dużych oczkach. Zasypujemy niewielką ilością cukru, aby puściły sok. Lekko odciskamy i mieszamy z cynamonem - chodzi o to, aby podczas pieczenia nie wypuściły zbyt wiele wody.
3. Tortownicę o średnicy 24cm wykładamy papierem do pieczenia.
4. Wprost na papier do pieczenia wysypujemy 1 szklankę mąki z cukrem i kaszą. Wyrównujemy.
5. Na mąkę wykładamy połowę jabłek, które zasypujemy kolejną szklanką mąki i tak na zmianę aż do wyczerpania składników. Ostateczne ułożenie od spodu to: mąka, jabłka, mąka, jabłka i na wierzchu znowu mąka.
5. Masło kroimy w plastry i układamy bezpośrednio na ostatniej warstwie mąki, zakrywając cały wierzch.
6. Tortownicę wstawiamy do nagrzanego do 170 stopni piekarnika na ok. 50 minut. Kontrolujemy wierzch ciasta, jest gotowe gdy utworzy się złocista, twarda skorupka.
7. Można podawać zarówno na gorąco, jak i na zimno - szczególnie pyszna jest z lodami.

Koszt: ok. 7zł



Kurczak w cieście francuskim

0 komentarze

Lubicie ciasto francuskie? Ja tak, ale do tej pory miałam z nim do czynienia głównie przy słodkich wypiekach. Rożki z jabłkiem, kremówki, rogaliki... długo by wymieniać. Jadłam co prawda ciastka francuskie ze szpinakiem, ale uznawałam to za mały wyjątek.Zmieniło się to, gdy jeszcze za czasów studenckich mój bardzo dobry kolega zaprosił mnie na obiad, mówiąc, że da mi spróbować czegoś oryginalnego. Tym daniem był właśnie kurczak zapiekany w cieście francuskim. Chociaż na początku to połączenie nie brzmiało mi najlepiej, po pierwszym kęsie zmieniłam zdanie :) Ostatnio przypomniało mi się, jak bardzo to danie mi smakowało i pomyślałam, że spróbuję je odtworzyć we własnej kuchni.


Kurczak w cieście francuskim

Składniki: (2 porcje)
  • opakowanie ciasta francuskiego
  • średni, podwójny filet z kurczaka
  • 1 cebula
  • 1 ząbek czosnku
  • 4 plastry sera (najlepszy jest cheddar)
  • 6 pieczarek
  • 1 jajko
  • przyprawy: sól, pieprz, curry, kminek, czubryca zielona, czarnuszka

Przygotowanie:
1. Filety z kurczaka kroimy w paski. Obsypujemy przyprawami (oprócz czarnuszki)  i odstawiamy na jakieś pół godziny.
2. Smażymy kurczaka na patelni, najlepiej na oleju kokosowym - chodzi o to, aby kurczak po wyciągnięciu z piekarnika nie był wciąż surowy, gdy ciasto francuskie już się upiecze.
3. Na tym samym oleju podsmażamy pieczarki, czosnek i cebulę, aby odparować z nich większość wody (inaczej ciasto francuskie będzie rozmokłe).
4. Płat ciasta francuskiego przekrajamy na pół i na środku każdej połówki układamy składniki w kolejności: kurczak na spód, na to warzywa, a na wierzch ser.
5. Nacinamy brzegi w obu kawałkach ciasta w paski i zawijamy jak mumię, w taki sposób jak na zdjęciu:
6. Oba zawinięte kawałki smarujemy po wierzchu żółtkiem i posypujemy czarnuszką.
7. Blachę wykładamy papierem do pieczenia i wstawiamy nasze pakunki z kurczaka i ciasta francuskiego do piekarnika na ok. 15-20 minut w 180 stopni - kontrolujemy jak szybko zapieka się ciasto. Danie jest gotowe, gdy wierzch ciasta będzie złoty.

Koszt: ok. 13zł




Muffiny cytrynowe

2 komentarze

Ktoś się może zaśmieje, ale długo zajęło mi, zanim nauczyłam się piec muffiny. Niby to takie proste ciastka, a jednak moje zawsze miały trzy zasadnicze wady: mocno opadały, przyklejały się do papilotek i w dodatku zostawiały na nich brzydkie, tłuste plamy.Co tu zrobić?Odpowiedź jest prosta: próbować, próbować i jeszcze raz próbować. Metodą prób i błędów dotarłam w końcu do idealnego podstawowego ciasta na muffinki, które w dodatku można dowolnie modyfikować. Korzystając z faktu, że pracuję od poniedziałku do czwartku i piątek to dla mnie już weekend, wyciągnęłam formę do muffinek, ulubione zielone papilotki i zabrałam się do pracy - albo raczej "pracy" :) Ten przepis na ciasto jest bezbłędny - muffinki wychodzą puszyste i odklejają się od foremek jak na muffinki przystało.Tym razem zdecydowałam się na cytrynowe, bo akurat zauważyłam w sklepie wielką skrzynkę cytryn :)
Inspiracja: przepis Doroty z bloga "Moje Wypieki".


Muffiny cytrynowe

Składniki (12-13 sztuk)
  • 1,5 szklanki mąki (ja użyłam typ 500, ale polecam jeszcze wyższy numer, generalnie unikam tortowej)
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 duże jajka lub 3 małe
  • 120g masła
  • 3/4 szklanki cukru
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • skórka starta z dwóch cytryn
  • pół szklanki śmietany 12%
  • opcjonalnie: pół tabliczki gorzkiej czekolady na wierzch

Przygotowanie:
1. Masło ucieramy z cukrem mikserem na puszystą masę.
2. Dodajemy jedno jajko, ubijamy na gładką masę. Kolejne dodajemy dopiero po tym, jak pierwsze będzie dobrze wmiksowane.
3. Dodajemy do masła z cukrem i jajkami sok z cytryny i startą skórkę - uwaga, ścieramy tylko zewnętrzną, żółtą skórkę, biała warstwa pod spodem jest gorzka. Miksujemy.
3. Przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia. Część dodajemy do masła i mieszamy szpatułką tylko do połączenia się składników.
4. Dodajemy część śmietany i ponownie mieszamy. Powtarzamy to na zmianę z mąką.
5. W tym momencie, jeśli mamy możliwość, dobrze jest odstawić ciasto na jakiś czas, aby odpoczęło - nawet do godziny. Sprawi to, że muffiny będą się lepiej piekły i nie opadną. Jeśli nie mamy czasu, wylewamy ciasto do papilotek na 3/4 wysokości i pieczemy ok. 20 minut w 180 stopniach, do suchego patyczka.
6. Studzimy muffinki na kratce. Opcjonalnie po wystudzeniu można udekorować czekoladą (ja posypałam jeszcze zieloną herbatą dla koloru).



Szybki sernik na zimno Delecta - recenzja

2 komentarze

Wspominałam już, że nie znam osoby, która nie lubiłaby serników :) Czasem mam wręcz wrażenie, że sernik to już stały element polskiej kuchni i traktuje się go z równym kultem co bigos i schabowego. Dość powiedzieć, że ilekroć wracam do domu rodzinnego, tyle razy mama piecze to ciasto (a ma swój wypróbowany, tajemny przepis).
A wiecie, co się robi z tak powszechnym uwielbieniem? Na powszechnym uwielbieniu się zarabia. Tak właśnie robi Delecta, wypuszczając "Szybki sernik na zimno". I to w trzech smakach - z wiśniami, z truskawkami i waniliowy.

Przyznam, że zamurowało mnie, gdy zobaczyłam to dziwactwo w sklepie. Nie żebym była jakąś przeciwniczką gorących kubków na słodko, bo - choć co prawda głównie ze względu na mojego Mężczyznę - często kupuję kisielki i budynie na deser i faktycznie mi smakują (seria "Świat Pralin" Dr Oetkera jest naprawdę dobra). Ten wynalazek jednakowoż mojej sympatii nie wzbudził. No bo jak to tak, sernik z kubka w 5 minut? Moją największą bolączką jest to, że one tak długo się pieką/zastygają, a tu da się to zrobić w 5 minut? Chyba byłam całe życie oszukiwana.

Swoją drogą, biorąc pod uwagę kierunek, w jakim idą producenci takich kubeczków, następna będzie pewnie jajecznica z kubka.

Ale wracając...
Przechodziłam obok tego cuda kilka razy i już, już miałam kupić na spróbowanie, no ALE. Skład, jakby to delikatnie ująć, nie zachwycił za żadnym razem, gdy go czytałam.
Wiecie, gdybym po samym składzie miała domyślić się co to, obstawiałabym chyba jakiś kleik. Z tego miejsca gratuluję zatem producentowi fantazji w nazewnictwie.
Moje serniki składały się (zazwyczaj) z sera plus dodatki. Co mamy tutaj? Cukier na pierwszym miejscu, dalej żelatyna, syrop glukozowy (jakby cukier do dosłodzenia nie wystarczył...) i - uwaga, hit - 0,6% sera. I jakby komuś było mało tej dobroci, to ów ser jest jeszcze w proszku. Szaleństwo. Ewentualnie kuchnia molekularna, bo serowatość tego sernika to głównie skrobie modyfikowane, serwatka w proszku i białka mleka.
(A wiecie, z czym kojarzy mi się serwatka? Mój dziadek karmił nią świnie. Serio.)
Atrakcje w stylu utwardzony olej kokosowy i olej słonecznikowy litościwie pominę, bo moją uwagę zwróciła w tym momencie kaloryczność. Rzeczony sernik ma tych kalorii 157/100g, co daje 222kcal/porcja 140g. Ktoś orientuje się, ile to jest? To więcej, niż rządek czekolady, która też miewa w składzie różne cudactwa, ale to jednak głównie naturalne kakao.
Głównie ta liczba mnie odstraszała, ale w końcu kupiłam, z myślą o M w roli testera. On się takimi bzdurami jak kalorie nie przejmuje.

No więc przyniosłam do domu, pokazałam M, on zgodnie z przewidywaniami na wyraz "sernik" nagle przestał rozumieć słowa w stylu "sama chemia" i koniec, nie ma pracy, nie ma życia, dopóki nie dostanie tego sernika. Co więc poradzić, poszliśmy po kubek, mleko i robimy.
Pierwszym zdziwieniem było dla mnie to, że do przyrządzenia sernika potrzebujemy ledwie 100ml mleka, słownie sto. To jak dwie pięćdziesiątki wódki - czyli, powiedzmy sobie szczerze, ilość nie powala. Raczej drażni żołądek niż pozwala poczuć smak.
Drugim zdziwieniem był fakt, że sernik smakuje jak sernik tylko przez 30 minut po przygotowaniu i pod żadnym pozorem nie można go wstawiać do lodówki. Bo co? Bo lodówka wybuchnie? Przyznam, że nie do końca rozumiem powód. Przyznam też, że bardzo kusiło mnie, aby spróbować sernika po 40 minutach, jak i wstawić taki do lodówki i sprawdzić co się stanie (uprzednio zakładając hełm - tak na wszelki wypadek), ale stchórzyłam tym razem. Może kiedyś.
Otworzyłam, powąchałam. Biały proszek (no, komu się skojarzyło?), zalatujący jakimś mdląco-słodkim nabiałem. Nic wzbudzającego zdziwienie #3. Ono pojawiło się dopiero przy wsypaniu proszku do mleka, bo wszystko zaczęło STRZELAĆ. Owszem, skojarzenia z dzieciństwa ze strzelającą oranżadką są jak najbardziej celne. Nie wiem, co w tym deserku strzelało i wolę nie wiedzieć - w końcu nie ja będę to jadła :) Całość, zgodnie z obietnicą, szybko zgęstniała i oto, co objawiło się moim oczom po kilku minutach:
Opis z tyłu nie kłamał także w kwestii pojemności - to, co widzicie powyżej, to całość uzyskana z jednego opakowania. Mniej niż połowa zwykłego kubka. Smutne dwie pięćdziesiątki.
Ale dość marudzenia, przystąpmy do degustacji. A może jednak obroni się smakiem?
...nie obronił.
Sernik ma konsystencję zwarzonej bitej śmietany, a smakuje tak, jakby wymieszać mleko w proszku z najtańszym jogurtem wiśniowym. Z żadnej strony sernika mi nie przypominał. Tłuste toto, z grudkami proszku, napowietrzone Spróbowałam pół łyżeczki i miałam dość, chciałam wyrzucić to do kosza - a musicie wiedzieć, że nie wyrzucam jedzenia. Z uwagi jednak na fakt, że był też drugi tester, trochę bardziej liberalny i o większej odporności na takie wynalazki, sernik przeżył. Druga opinia brzmiała "nawet dobre, ale strasznie wali chemią".
Sernika finalnie wystarczyło na jakieś pięć łyżeczek, choć w tym wypadku to może i lepiej.
Reasumując - jeśli jesteście uzależnieni od cukru, da się zjeść bez większego uszczerbku na zdrowiu. Reszcie polecam poświęcić nieco więcej czasu i pieniędzy niż te 1,65 za opakowanie i zrobić prawdziwy sernik, na przykład ten na zimno z białą czekoladą. Wychodzi cała tortownica, a my wiemy, że jemy ser, a nie maltodekstrynę. Lenistwo w tym wypadku się zwyczajnie nie opłaca.
No chyba, że wystarczają wam dwie pięćdziesiątki :)

 
  • Lodówka Otwarta! © 2012 | Designed by Rumah Dijual, in collaboration with Web Hosting , Blogger Templates and WP Themes